Wzięłam głęboki wdech próbując się nieco uspokoić.
Otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę Łowców bacznie obserwując ich twarze. Gabriel wyglądał, jakby moja reakcja go bawiła, natomiast Ana wydawała się śmiertelnie poważna.
- Naprawdę zostawiliście tego potwora- Wyplułam, krzywiąc się z niesmakiem- W jego legowisku? I mu uwierzyliście?!
- Tak- Odpowiedziała spokojnie dziewczyna, która w dalszym ciągu stała przede mną.
Moja próba uspokojenia się właśnie legła w gruzach. Czułam, że to do mnie wraca. Otulało swoimi smolistymi, czarnymi ramionami pozostawiając tylko zimną wściekłość. Bez słowa odwróciłam się od reszty i nie spojrzawszy na nikogo zaczęłam powoli wchodzić po schodach, kierując się do swojego pokoju, skąd wyjęłam dodatkową broń, którą schowałam, gdzie tylko się dało i ruszyłam w stronę drzwi wiodących na korytarz. Tam, ku mojemu zdziwieniu stał Max.
- Gdzie idziesz?- Zapytał z ciekawością promieniującą z jego głosu.
- Na łowy. A ty masz zostać z resztą w domu. Jeżeli masz więcej pytań, idź do Any, ona da ci odpowiedź. Jutro natomiast zaczynamy trening, więc dobrze radzę się położyć wcześniej spać, musisz być wyspany jutro - Ruszyłam w dół, gdzie chciałam minąć Gabriela, który zagrodził mi drogę.
- Lucy…- Zaczął- Nie zabijaj jej. Widzisz, że w mieście dzieje się coś złego, a ta wampirzyca może nam pomóc.
- A jeżeli jest to pułapka? Jeżeli zmówiła się z innymi, żeby zabić jedyną barierę, która trzyma ich z dala od ujawnienia się? Czy pomyślałeś o tym?- Zapytałam walcząc, żeby się nie wyrwać z jego dotyku. Nie lubiłam, kiedy ktoś mnie dotykał, ponieważ czułam się wtedy nieprzyjemnie, jednak teraz nie było nic, poza niszczącą wściekłością.
- Nawet jeśli, to i tak nie damy się łatwo zabić.
- Ale dacie im spróbować to zrobić- Chciałam dalej ciągnąć tą rozmowę, ale stwierdziłam, że nie było warto. Jeszcze nie teraz- Ale dobra. Skoro tego chcesz, mogę dzisiaj tego nie zabić. Chyba, że zobaczę, jak robi coś niewłaściwego. Wtedy się nie zawaham.
- Dobra- Zgodził się- Ale to nie znaczy, że masz siedzieć pod jej domem i ją obserwować.
- Zgoda- Powiedziałam, lekko wykrzywiając usta. Gabriel, najwyraźniej zadowolony puścił mnie i pozwolił przejść.
Zaraz po wyjściu skierowałam się prosto w stronę domu swojego szefa. Było już późno po północy, więc nikogo nie było ani w mieście, ani na przedmieściach, na które szłam. Przez cały czas wypatrywałam jakiegokolwiek zagrożenia, ale ku mojemu zdziwieniu, było spokojnie. Zazwyczaj coś się działo, ktoś szedł z imprezy obijając się o wszystko, albo spał między odpadami, a dzisiaj, nikogo takiego nie było. Wściekłość, która ogarnęła mnie w domu została wyparta przez niepokój, który skręcał moje wnętrzności jak clown balony, z których później powstają zwierzątka, zaczęłam się też baczniej rozglądać, doznając dziwnego przeczucia, iż ktoś mnie obserwuje, gdy w tym samym momencie usłyszałam ciche kroki zbliżające się w moją stronę.
Spięłam się, gotowa do walki, starając jednak nie pokazywać tego po sobie i dalej szłam wzdłuż chodnika w tym samym tempie, starając zachowywać się naturalnie, czując wewnątrz zimny spokój, jakbym miała zaraz walczyć.
Zza następnego budynku wyszedł mężczyzna w białej koszulce upaćkanej czerwonymi plamami, które pewnie były krwią. Bo czym innym? Na pewno nie winem, wino nie pozostawia odciśniętych dłoni na tkaninach.
Mężczyzna ten był wysoki i umięśniony, miał ciemne włosy, które w świetle bardziej przypominały brązowe, niżeli czarne, a jego twarz wydawała się pokazywać ogromną radość, kiedy mnie zobaczyła.
- Ach, Łowczyni. Świetnie, że jesteś- Odezwał się facet, który ostatnio zawitał w moim biurze. I mieszkał w chatce postawionej głęboko w lesie, do której przyłazili Koty. Nie odzywałam się, mimo, że naprawdę tego chciałam. Jednak rozmowa, jakby nie było, nieco rozpraszała i odwracała uwagę od rzeczy istotnych. Wzruszyłam więc ramionami i uniosłam brew w zapytaniu. Mężczyzna z zaciekawieniem przekrzywił ja zwierzę głowę w bok obserwując mnie z góry do dołu.
- Nie potrafisz mówić? Szkoda, oczekiwałem, że sobie chwilkę pogawędzimy. Masz dziwne przebranie, wiesz? Pomiędzy innymi istotami nadnaturalnymi krążą pogłoski o Łowcy ubranym w czerwień. Z tego co wiem, inni Łowcy ubierają się bardziej… Normalnie. Nie wiem, czy to twoja głupota każe ci się tak ubierać, czy tylko chcesz, żeby inni się ciebie bali- Próbował mnie zdenerwować, jednak w dalszym ciągu stałam i nasłuchiwałam- Osobiście myślę, że jedno i drugie. Pewnie całe miasto już wie o kobiecie ubranej w szkarłat. Zawsze jesteś taka rozmowna?- Kolejne wzruszenie ramion- No cóż. W każdym razie chcę ci powiedzieć, że wiem, kim jesteś- Westchnęłam spoglądając na brązowowłosego mężczyznę z litością- Ależ wiem!- Oburzył się, a ja parsknęłam- Jesteś córką Johannesa i Nory, nieprawdaż?- Stop, słucham? Uszczęśliwiony, że zwrócił moją uwagę kontynuował- I miałaś też braciszka, prawda?- Nagle poczułam niedowierzanie oraz nienawiść, że wypowiedział imiona moich rodziców- Poczekaj, jak on miał na imię… Ach! Już wiem! Nazywał się Charles Lucas! Miał oczy tego samego koloru, co ty. I twój ojciec. Jednak urodę odziedziczyłaś po matce- Udawał, że się rozmarzył- Niezła była. A ten jej głos! Prawdziwy anioł, powiadam.
- Czego chcesz ode mnie?- Warknęłam, zastanawiając się, skąd on mógł to wszystko wiedzieć?
- Lucy, Lucy… A czego mogę od ciebie chcieć? Tego samego, czego chciałem od twoich rodziców. Od wszystkich McRae’ów- Uśmiechnął się łagodnie, co gryzło się z krwią na jego ubraniach- Waszej śmierci.
Dopiero teraz dotarło do mnie, co powiedział. Od moich rodziców. Wiedział, jak wygląda mój brat, matka i ojciec. Znał moje imię i nazwisko. Kolejne puzzle wchodziły w swoje miejsca. Przecież rodzice nie pozwoliliby mu, demonowi zbliżyć się tak blisko. Chciał śmierci McRae’ów.
- Niemożliwe- Szepnęłam czując, jak moje oczy rozszerzają się w szoku- To ty ich zabiłeś!