piątek, 20 września 2013

~Elsa Anderson - Wampirzyca

   Martwiłam się. Od wieków nie odczuwałam czegoś takiego, i ani trochę mi się to nie podobało. Zachowywałam się jak człowiek, co wcale dobrze o mnie nie świadczyło. Jasne, może i nie jestem bezlitosnym zabójcą, ale nie oznacza to, że muszę zachowywać się jak śmiertelniczka. Mam w sobie krew Pierwszych, do diabła! Dość tego.
   Łowcy nie odzywali się od kilku dni. Nie winię ich za to, mają sporo do przemyślenia. Po tym, co każde z nich przeszło, decyzja o współpracy z wampirem nie jest łatwym wyborem.
   Od Rufusa także nie miałam wieści. Może wiadomość do niego nie dotarła? Mógł też po prostu nie mieć możliwości odpowiedzieć.
   Jakbym miała mało zmartwień, w mieście pojawiła się nowa kocica. Na szczęście wydawała się nie należeć do Zbuntowanych. Niemniej nadal będę ją obserwować.
   Ale nie teraz. Teraz czas na zrobienie czegoś ważniejszego.
   Zastałam Mayę siedzącą na łóżku, pogrążoną w lekturze.
   - Ubieraj się. Idziemy na spacer.
   - Co? Ale... teraz?
   - Najpierw porozmawiamy. Będę czekać na górze.
   Przyszła pięć minut później. Niepewnie wkroczyła do salonu, chłonąc wszystko co do niej docierało.
   - Postaraj się wyłączyć ze świadomości bodźce, które nie są dla ciebie w tej chwili istotne. Na to pzyjdzie czas później. Siadaj. - Z uśmiechem wskazałam na fotel stojący naprzeciwko mnie.
   - Kim jesteś, Mayu? - zadałam pytanie, które dręczyło mnie od miesiąca. Nadszedł czas na poznanie odpowiedzi. Zadowolona stwierdziłam, że patrzy mi prosto w oczy. Odwagi jej nie brakuje. To dobry znak w nadchodzących czasach.
   - Jestem córką Nessy.
   - Nessy? - powtórzyłam cicho, a zagrzebane głęboko wspomnienia pochodzące sprzed przemiany wypłynęły na wierzch. Mała dziewczynka w łachmanach biegnąca boso po kamienistej dróżce, wymachująca ręką w której ściskała mocno jaszczurkę. Iście ogniste włosy rozwiane wokół twarzyczki w kształcie serca. I jej piękne oczy. Blask zieleni, przy którym gasły najszlachetniejsze szmaragdy. Kolor towarzyszący kobietom z jej rodziny. Zawsze dominujący.
   - Więc i ona przeszła przemianę... Dlaczego mnie nie odnalazła? Tyle lat... Moja mała kuzynka... Gdzie ona jest?
   - Moja matka nie żyje. Zabili ją i mego ojca, potężnego maga Dayana. Na łożu śmierci powiedziała mi gdzie cię szukać. Mówiła, że dopełnisz mej przemiany, zapewnisz ochronę przed losem, który ją spotkał, i przyjmiesz od swej rodziny.
   - Już do niej należysz, Mayu. Oczywiście, że ci pomogę. Musisz jednak wiedzieć, że przyszłość wampirów jest niepewna.
   - Zbliża się wojna - powiedziała cicho.
   - Tak. Ale teraz nie czas na to. Teraz idziemy na zewnątrz. Musisz szybko opanować odrzucanie bodźców i nauczyć się przebywać wśród ludzi. Trzeba ci tez zapewnić magiczne szkolenie, w końcu jesteś w połowie wiedźmą. To niezbyt często spotykane. W całym swym istnieniu spotkałam tylko kilkoro takich jak ty.
 
   Nie byłam pewna czego się spodziewać. Początkowo była zdezorientowana, nie mogła skupić się na czymś konkretnym na dłużej niż chwilę. Uczyła się szybko. Wiele zawdzięczała pochodzeniu ojca. Magowie i wiedźmy zawsze lepiej odnajdywali się w nowych sytuacjach. Wolałam jednak unikać terenów, w których mogą pojawiać się ludzie. Niemniej ich krew była wyczuwalna. Nowi ponownie przypuścili atak.
   Ofiarą była ośmioletnia dziewczynka. Jej gardło wyglądało, jakby rozszarpało je dzikie zwierzę. Cóż, w pewnym sensie tak było.
   Gdy tylko Maya wyczuła ludzką krew, nic nie było w stanie jej powstrzymać przed podążaniem za tropem. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że przeraził ją widok zwłok.
   - Cóż, raczej nie musisz się już bać, że kiedykolwiek zaatakuję człowieka. Gdy tylko pomyślę o wbiciu kłów w człowieka, przypomnę sobie o niej.
   - Proces gnilny już się rozpoczął - stwierdziłam, klękając przy małym ciałku w zielonej sukience w kwiatki. - W pobliżu są bagna, teren jest wilgotny nawet w tej okolicy, więc zginęła dobę, może dwie temu. Brak śladów walki. Ślady krwi we włosach. Została najpierw ogłuszona, więc wampir musiał mieć niecały tydzień.
   - Skąd wiesz, ile mógł mieć?
   - Dopiero dwutygodniowe wampiry posiadają zdolność zawładnięcia czyimś umysłem. Co prawda zaczynają odkrywać te zdolności już w pierwszym tygodniu po przemianie, jednak nie są w stanie używać ich przez wystarczająco długo - wyjaśniłam, przykładając dłoń do czoła dziewczynki. - Nazywała się Margaret Mason. Miałam rację, zginęła dwa dni temu. Sześcioro pierwszych napadło na jej rodzinę kiedy byli w czasie kolacji. Schowała się, gdy mordowali jej rodzinę. Potem podłożyli ogień. Uciekła, ale ją złapali.
   Westchnęłam, biorąc bezwładne ciałko na ręce.
   - Co robisz? - spytała wstrząśnięta Maya. - Trzeba zadzwonić na policję!
   - Policja myśli, że spłonęła wraz z rodziną. Znalezienie jej ciała mogłoby tylko wprowadzić większe zamieszanie w świecie wampirów.

   Pół godziny później Maya poszła spać. Świt był blisko, jednak ja miałam coś jeszcze do zrobienia.
   Musiałam udać się do domu Maxa.


---------------------------------------------------
Ależ tutaj zastój! Ludzie, do pisania! ;)

1 komentarz:

  1. Ocho!
    Widzę, że pojawił się nowy rozdział :)
    Przykro mi z powodu małej Margaret... Wampiry, wampiry, trzeba się nimi zająć, nieprawdaż?
    Haha, właśnie zauważyłam! I prawie skończyłam już swój, ale niestety koledż i choroba sprawiły, że przez jakiś czas byłam nieobecna. Trzeba też brać pod uwagę, że były wakacje :)
    Mam nadzieję, że wszyscy są zadowoleni.
    W każdym razie, rozdział bardzo mi się podoba i czekam na następny. :D
    Pozdrawiam serdecznie, Reia Morgan ;)

    OdpowiedzUsuń