sobota, 22 czerwca 2013

~Lucy~ (ŁOWCA) V


Nie potrafiłam uwierzyć w to, co właśnie działo się przed moimi oczami. Mężczyzna uśmiechnął się leniwie, ukazując dołeczki w policzkach, w które jego poddana wpatrywała się niczym zaczarowana.
- Katie, słonko, miło cię tu widzieć- Odsunął się od drzwi, aby zrobić miejsce zmiennokształtnej- Wejdź, rozgość się.
Pół kobieta weszła do środka, wyglądając bardziej jak domowy kociak, idąc ospale i przy okazji ocierając się wymownie o swojego pana. Jego uśmiech się poszerzył, kopnięciem zatrzasnął drzwi, a chwilę później mogłam usłyszeć to, czego wcale nie chciałam słuchać. Skrzywiłam się, po czym cicho odeszłam w stronę miasta.
Po szybkim obejściu miasta wróciłam do domu, gdzie przypomniałam sobie, że dzisiejszej nocy miałam iść wraz z Alanem i Gabrielem na imprezę. Szybko się przyszykowałam, po czym zeszłam na dół i wyszliśmy, zostawiając Anę, która wolała zostać w środku. Od czasu, gdy wbiegła nieco roztrzęsiona do domu zachowywała się trochę dziwnie, aczkolwiek nie chciała o tym rozmawiać i w najbliższym czasie woli sama się z tym uporać.
Następnego dnia w nieco lepszym humorze poszłam do pracy. Zauważyłam, że mój szef w dalszym ciągu nie zawitał w swoim biurze. Nieco zaniepokojona, postanowiłam dzisiejszego dnia złożyć małą wizytę jemu i jego rodzinie.
Pan Anthony mieszkał w malutkim domku jednorodzinnym, wraz z jego żoną i trójką dzieci. Zapukałam głośno w drewniane drzwi frontowe, ale nikt nie odpowiadał.
- Niech pani się nie trudzi! Nikogo tam nie ma!- Usłyszałam, jak ktoś krzyczy z sąsiedniego podwórka. Był to starszy mężczyzna ubrany w dresowe spodnie oraz żółtą koszulką, nieźle opinającą się na jego dość dużym brzuchu. Twarz miał oszpeconą przez dużą ilość blizn, powstałych w skutek trądziku, na szerokim, nieco zaczerwienionym nosie były okulary w pożółkłej, plastikowej oprawce, która kiedyś zapewne była biała, a małe oczka spoglądały podejrzliwie w moją stronę zza szkiełek. Całości dopełniała powiększająca się łysina brązowych włosów.
- A gdzie mogą być?- Zapytałam, podchodząc do białego płotka stojącego pomiędzy posesjami. Mężczyzna wzruszył szerokimi ramionami.
- Nie wiem, ale nie widziałem żadnego z nich już od jakiegoś czasu, więc stwierdziłem, że wyjechali gdzieś. A ty, co tutaj robisz?- Zmierzył mnie wzrokiem- Nie wyglądasz na ankieterkę- Spojrzał mi w oczy, w których czaił się obleśny błysk- Chociaż, jeżeli chcesz, możesz być moją osobistą ankieterką- Powiedział, oblizując usta. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam rozbawiona unosząc jedną brew.
- Nie, dzięki. Jakoś się obejdę. Od kiedy ich nie wiedziałeś?- Zmieniłam temat, a starszy mężczyzna zamyślił się.
- No, to będzie już ze dwa albo trzy dni. A dlaczego pytasz? Kim jesteś?
Zamyślona, nie zwracałam już większej uwagi na sąsiada mojego szefa, zajęta byłam planowaniem włamania się do domu. Nie pasowało mi to, że pan Anthony nie zadzwonił do pracy i nie wziął wolnego. Spojrzałam jeszcze na zegarek i zorientowałam się, że w tej chwili już nie dam rady, ponieważ właśnie kończyła mi się przerwa obiadowa. Postanowiłam jednak wrócić w to miejsce wieczorem.
Postanowiłam się przebrać w swoje ubranie na łowy, ponieważ skoro szefa nie ma w swoim domu, nie zobaczy mnie, a jeżeli stało się coś innego… Wtedy już nie będzie miał komu powiedzieć. Oczywiście, nie zapomniałam powiadomić policjantów o tym, że pana Anthonego nie ma w pracy, z resztą, sami pewnie się zorientowali, ale nie szkodziło też zwrócić uwagi. Jednak, policja nie wejdzie do domu, jeżeli nie zostanie zaproszona przez domowników albo nie będą mieli nakazu, ponieważ teraz będą zmuszeni stwierdzić, że nikogo w środku nie ma.
Już miałam wychodzić ze swojego pokoju, gdy usłyszałam, jak Ana woła Gabriela i Alana na dół, a później dziki krzyk, nienależący do człowieka. Ciekawe.
Powoli zeszłam na dół i weszłam do salonu, w którym była już łowczyni wraz z jakimś nieprzytomnym chłopakiem. Na moje pytanie, Ana podała mi list, który wyjaśniał wszystko, a przynajmniej częściowo. Jak się okazało, jeden z demonów podrzuca nam pod same drzwi kobietę kota oraz jedną z jej ofiar i chce, żebyśmy jej posłuchali.
Trzeba było ją wytropić i zabić. Znała nasze miejsce zamieszkania. Co oznaczało, że nie będziemy mogli dalej ryzykować i musimy zmienić adres.
Chłopak, leżący obecnie na kanapie zaczął odzyskiwać przytomność, udało nam się wyciągnąć od niego, że ma na imię Max i ma dziewiętnaście lat, po czym zasnął wyczerpany. Chciałam iść i zabić wampirzycę, która odważyła się podejść pod nasz dom, uwolnić świat od jeszcze jednego demona chodzącego i niszczącego spokój, ale niestety widziałam ciekawość panującą w oczach Any i wiedziałam, że chce się dowiedzieć, o co tej Elsie chodziło, a że obie wiedziałyśmy, że nie pozwoliłabym jej dojść do słowa, zostałam. Nie zmieniało to jednak faktu, że chce ona rozmawiać z demonem. Nakryłam chłopaka kocem i owinęłam nim.
Postanowiłyśmy, że Max jak na razie zostanie w gościnnym pokoju, a Ana pójdzie z Gabrielem do wampirzycy.
Razem z Alanem, który pomógł mi przenieść jak się okazało, dobrze zbudowanego, młodego mężczyznę jego pokoju, po czym postanowiłam chwilę posiedzieć z nim, na wypadek, gdyby się obudził i zaczął bać. Usiadłam na krześle, które przyniosłam z drugiego końca pomieszczenia, po czym dokładnie przyjrzałam się chłopakowi.
Jego blond włosy były ścięte dość krótko, ukazując regularne rysy twarzy, wysokie kości policzkowe, pełne, dość szerokie usta, kwadratową szczękę i krzywy nos, który sprawia, że jego profil wyglądał ciekawiej. Jego twarz była teraz odprężona we śnie, więc nie mogłam uczuć, ale byłam niemalże pewna, że chłopak jest uparty. Mówił o tym nieco wysunięty podbródek. Po połowie godziny Max obudził się.
- Gdzie jestem?- Zapytał przestraszony, lustrując obcy pokój, w którym się obecnie znajdował.
- W bezpiecznym miejscu- Odpowiedziałam niejasno. W dalszym ciągu nie wiedziałam, ile mu powiedzieć, w końcu możliwe było, że będziemy zmuszeni usunąć mu pamięć.
- Jakim miejscu?
- Tego nie mogę ci powiedzieć, jednak możesz być pewien, że nie opuściłeś miasta- Zapewniłam go.
- Dlaczego tu…- Przerwał, a do jego brązowych oczu napłynęły łzy- To… Coś ich zabiło- Szlochał. Czułam się trochę zmieszana, co było dziwnym uczuciem, którego nie doświadczałam już od dłuższego czasu. Nie wiedziałam, co zrobić, albo co powiedzieć, więc czekałam, aż się trochę uspokoi. Obserwując cicho chłopaka, który wyglądał w tym momencie bardziej jak zagubiony chłopiec, przypomniał mi jedną, młodą dziewczynkę, która opłakiwała w podobny sposób swoją własną rodzinę. Po kilku minutach przyszedł Alan z ubraniami, które daliśmy wciąż płaczącemu blondynowi i wysłaliśmy do łazienki.
- Co z nim zrobimy?- Zapytałam drugiego łowcy, który tylko wzruszył ramionami- Też nie wiem. Nie możemy go nigdzie odesłać. Za dużo widział.
- Przecież możemy wyczyścić mu pamięć- Podsunął, a ja pokręciłam głową.
- To nie podziała, niektóre chwile wryły mu się w pamięć. Na głupiego też nie wygląda, jeżeli postaramy się usunąć wszystko, poskłada to powrotem- Przynajmniej ja tak miałam, dodałam w myślach- A nie możemy pozwolić na to, żeby zaczął rozpowiadać, co zaatakowało jego rodzinę.
- Więc pozostaje tylko jedno.
Tak, oboje wiedzieliśmy, co to oznaczało. Jeżeli będzie chciał, zrobimy z niego łowcę.
Chwilę później do pokoju wszedł Max w nowych ciuchach, odświeżony. Widząc ponure nasze ponure miny, zatrzymał się.
- Kim jesteście?- Zapytał, z podejrzliwością wypisaną na jego twarzy.
- Łowcami- Padła krótka odpowiedź.
- A kim są łowcy?- Zmarszczył brwi, które były nieco ciemniejsze od włosów.
- Tropicielami, tymi, którzy tropią złe istoty w poszczególnych miejscach i je usuwamy- W oczach Maxa pojawiło się dziwne światło.
- Takich, jak to, co…- Słowo nie chciało przejść mu przez gardło, a oczy się zaszkliły od łez.
- Wymordowało twoją rodzinę?- Dokończyłam za niego- Tak.
- To dlaczego pozwoliliście temu czemuś to zrobić?!- Krzyknął wkurzony.
- Ponieważ nie zawsze potrafimy być na czas we wszystkich miejscach.
Nastała głęboka cisza, podczas której chłopak starał się powstrzymać od płaczu.
- A co… Co się stało z tym czymś?- Zapytał, a na twarz Alana wszedł szeroki uśmiech.
- Już nikogo nie skrzywdzi, jeżeli o to pytasz.
Max zacisnął mocno zęby, po czym skinął głową.
- Co zamierzasz teraz ze sobą zrobić?
- Nie wiem- Westchnął, po czym podrapał się po głowie. Był dość wysoki, a patrząc się na jego mięśnie, mogłam stwierdzić, że w przeszłości uprawiał sport, prawdopodobnie dużo pływał.
- Wiesz, że nie możesz wrócić do swojego dawnego życia, prawda?- Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- W takim razie co będę robił?- Łzy ponownie zaczęły płynąć mu z oczu, które przetarł ze złością.
- Uczył się, jak niszczyć potwory- Powiedziałam, jakby było to oczywiste. Twarz Maxa zbledła, sprawiając, że wyglądał jak duch.
- Niszczyć?
- Chyba, że wolisz je głaskać, chociaż nie polecam- Prychnęłam rozbawiona, a brązowe oczy zmrużyły się, co sprawiło, że wyglądał na zdenerwowanego.
- Dobra. Wchodzę w to.


4 komentarze:

  1. Osobiście jestem zachwycona. Nie zawiodłam się, powierzając Ci stworzenie Maxa. Wręcz przeciwnie, jestem zachwycona! :D Świetnie, świetnie, po prostu świetnie. Cały rozdział jest cudowny. Może trochę słodzę... Ale mówi się trudno. Ciekawa jestem, jak będzie wyglądało jego szkolenie... I co się stanie, gdy Ana i Gabriel powrócą, obwieszczając, że Elsa wciąż żyje... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można się tylko spodziewać reakcji Lucy. :D Dzięki, bardzo się cieszę, że Ci się spodobało. :) Pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. Genialnie opisałaś Maxa. Nie mogę się doczekać dalszych przygód Łowców ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Świetnie piszesz, w tym też cudownie opisujesz. Gratuluję talentu. Bardzo ciekawa jestem dalszych rozdziałów, jak z tym szkoleniem. Nie pozostaje mi nic, tylko czekać.
    Pozdrawiam,

    http://bezuczuciowi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń