sobota, 25 maja 2013

~Gabriel~ (ŁOWCA)

Szum drzew, powiew wiatru i krople deszczu. Tylko one mi dzisiaj towarzyszyły. Stałem na skale i przyglądałem się falom, które uderzały o klif.
Krzyk.
Spojrzałem za siebie i spostrzegłem kobietę uciekającą przed bestią. Kobieta kot. Jak ja ich nie lubiłem... Zwinnie więc zeskoczyłem i udałem się w pościg. Nie zajęło mi to dużo czasu, ale i tak za późno. Bestia wyrwała dziewczynie serce i się nim pożywiła. Patrzyła się na mnie z wyraźnym rozbawieniem.
- Nie zdążyłeś mój drogi - teraz wyjęła żołądek - chcesz trochę? - wyciągnęła ją w moją stronę. Powoli wyciągnąłem miecz z pochwy i rzuciłem się z okrzykiem. Odskoczyła zgrabnie i wspięła się na drzewo.
- Słabo, słabo - cały czas się śmiała, jednocześnie się pożywiając - mama Cię nie uczyła, że nie ładnie przeszkadzać w trakcie jedzenia?
- Tej lekcji nie pamiętam - zadrwiłem i rzuciłem nią sztyletem. Trafiłem w ramie. Syknęła rozdrażniona.
- Błąd! - zeskoczyła z drzewa wyciągając w moją stronę pazury. Chwyciłem ją za nadgarstki i cisnąłem o ziemie, podtrzymując ją kolanem. Przebiłem ja na wylot mieczem. Krzyknęła z bólu i zastygła.
Zdechła.
Pobiegłem do ofiary, która wyglądała strasznie. Pokiwałem głową obwiniając siebie.
Jesteś za słaby. Nie umiałeś uratować życia. Ofiara losu...
Odezwał się we mnie wewnętrzny głos. Zacisnąłem pięści i przegryzłem wargę. Spojrzałem się na nią ostatni raz i wróciłem do domu.
Tam czekali już wszyscy. Ana miała smutny wyraz twarzy, była zupełnie gdzie indziej. Lucy kłóciła się o coś z Alanem. A ja? Usiadłem na fotelu i zacząłem czytać książkę. Czułem się lepiej wśród swoich towarzyszy, ale nadal nie mogłem się otrząsnąć. Odgłosy dobiegające z telewizora dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Nuciłem sobie piosenkę, dawno zapomnianą.
- Jak łowy? - zapytała Ana, widząc moje przygnębienie.
- Mogło być gorzej - westchnąłem. Dziewczyna wstała i usiadła mi na kolanach. Mocno mnie przytuliła i powoli zasypiała. Głaskałem ją po głowie, nawet nie zdawała sobie sprawy jak kojąco na mnie działała. Po chwili usłyszałem ciche chrapanie i na rękach zaniosłem ją do pokoju, by mogła ze spokojem spać. W połowie schodów poczułem ból w klatce piersiowej. Syknąłem o mało co nie upadając. Wyciągnąłem z kieszeni pigułki i się nafaszerowałem. Po pięciu minutach ból ustał, a ja wróciłem do czytania. To był tak męczący dzień...
Zasnąłem.

2 komentarze:

  1. No, no, nieźle,naprawdę nieźle. ;)
    W zasadzie, właśnie tak sobie wyobrażałam Gabriela, nawet jego praca do niego pasuje.
    Ten ból wydaje mnie się nieco podejrzany...
    Nadaje rozdziałowi tajemniczości i wręcz zmusza do czekania na następną część. :)
    Pozdrawiam, Reia Morgan.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gabriel wydaje się być intrygującą postacią. Bezwzględny i opiekuńczy w jednym. Podoba mi się! Rozdział świetny szkoda tylko, że krótki ;) Ciekawe tylko skąd ten ból...
    Czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń