poniedziałek, 27 maja 2013

~Lucy~ (ŁOWCA) IV

Przez resztę nocy przewracałam się z jednego boku na drugi, aby następnego ranka z ledwością zwlec się z łóżka, którego nie ścieliłam, ponieważ mi się nie chciało, poszłam i wzięłam krótki, zimny prysznic, który miał na celu zmycie koszmaru, który wciąż mnie prześladował, ale był niestety pogrzebany zbyt głęboko, aby się go kiedykolwiek pozbyć.
Zrezygnowana, przebrałam się w krwistoczerwoną koszulę, oraz czarny żakiet i spódnicę, po czym wzięłam buty i zeszłam na dół do kuchni, gdzie nalałam sobie do małej miski trochę lodowatego mleka, które od razu wypiłam, nie przejmując się, że Alan uważnie mnie obserwuje.
Napełniłam ponownie naczynie, do którego dosypałam kilka garści płatków kukurydzianych, smakujących jak karton.
Zobaczyłam, że chłopak przesunął się do sąsiedniego blatu i nastawił świeżą kawę.
- Źle ci się spało?- Zapytał zaczepnie, próbując mnie zdenerwować. Zignorowałam go. Alan próbował jeszcze przez jakiś czas, jednak mu nie wychodziło.
Do kuchni wszedł inny Łowca, nie wiedziałam nawet kto, ponieważ nie interesowało mnie to.
Zanim ktokolwiek spróbował choć trochę rozcieńczyć gotową, czarną kawę, złapałam za jedną filiżankę pysznej, smoły, jak to mówią inni i wyszłam z pomieszczenia, słysząc jeszcze, jak ktoś przeklina siarczyście.
W pracy, z braku jakichkolwiek zajęć przespałam się chwilkę kładąc głowę na swoim biurku.
Oczywiście, gdy się obudziłam, miałam pełno czerwonych odcisków na twarzy, włosy powypadały mi z wcześniej dość schludnie wyglądającego koka, tworząc z mojej głowy gniazdo dla ptaków. Jęknęłam i szybko zaczęłam poprawiać włosy oraz próbowałam pozbyć się śladów z twarzy, co spowodowało tylko, że połowa mojej bladej twarzy zrobiła się czerwona jak burak.
Zrezygnowana, głośno uderzyłam głową o blat biurka.
- Auć, to musiało boleć- Odezwał się ktoś, kto właśnie wszedł do biura mojego szefa. Wzięłam głęboki oddech, próbując nie pokazywać po sobie nienawiści, którą z całą pewnością czułam teraz do drugiej osoby, wciąż stojącej w drzwiach, jak słyszałam. Powoli, bardzo powoli podniosłam głowę gromiąc człowieka wzrokiem.
Był to mężczyzna, miał koło dwudziestu pięciu lat, czarny garnitur pasujący do jego ciemniejszej karnacji, brązowych włosów oraz czekoladowych oczu. Miał ze sobą skórzaną teczkę, w której mogło się zmieścić dużo broni, powiedzmy, z pół zestawu sztyletów do rzucania oraz składany miecz.
Jak zauważyłam, marynarka była rozpięta, więc nie mogłam zobaczyć, czy ma przy sobie jakąkolwiek kaburę z pistoletami.
Spojrzałam w jego oczy, nie widziałam żadnego dziwnego błysku, świadczący, że przyszedł tu z planem zabicia kogoś. Z resztą to był posterunek, kręciło się tu pełno mundurowych.
Mimo wszystko, wyjęłam z małej pochewki znajdującej się na udzie sztylet, jeden z moich ulubionych zabawek.
- Zobaczyła pani coś ciekawego?- Zapytał uprzejmie, wyglądając na rozbawionego.
- Nie bolało- Odpowiedziałam- I nie, nie jest pan w moim guście.
Spojrzałam na mężczyznę, który wyglądał teraz na nieco zdziwionego.
- Szefa obecnie nie ma w jego biurze, chciał pan czegoś?- Zapytałam znudzona, denerwując tym gościa.
- Tak, chciałem porozmawiać z panią, pani- Zmarszczył brwi- Chyba nie dosłyszałem pani nazwiska.
- Bo panu go nie podałam- Moja czujność wzrosła, wraz z dziwnym zainteresowaniem mężczyzny- A więc, o czym chciał pan ze mną porozmawiać?- Uniosłam kpiąco brew, oglądając, jak twarz gościa czerwienieje ze złości. Po chwili jednak się uspokoił, przynajmniej na tyle, żeby z powrotem mówić spokojnym, wyważonym tonem.
- Czy przeszkodziłem pani w czymś- Tu spojrzał wymownie na mój policzek- Że jest pani taka dla mnie nie miła?
Udałam, że się zastanawiam.
- Nie, nie przeszkodził mi pan w niczym. Po prostu mam dzisiaj zły dzień.
Tym razem to on uniósł swoje brwi w zdziwieniu.
- I dlatego wyżywa się pani na innych osobach, które chcą z panią porozmawiać?
- Każdy ma swoje hobby- Mruknęłam pod nosem.
- Słucham?
- Nic, nic. O czym chciał pan ze mną rozmawiać?
Mężczyzna rozejrzał się podejrzliwie po biurze.
- Możemy porozmawiać gdzie indziej? Znam taką dobrą kawiarenkę…
- Nie- Przerwałam mu- Albo pan będzie rozmawiał tutaj ze mną, albo wcale. Wybór należy do pana.
Oglądałam konsternację mężczyzny, który tylko się odwrócił bez słowa i wyszedł.
Cholera. Dlaczego ten ktoś próbował ściągnąć mnie do jakiejś knajpki?
Czy był to głupi zbieg okoliczności, że jestem Łowcą? Potrząsnęłam głową, nie, to je jest zbieg okoliczności. Skrzywiłam się, klnąc siarczyście, po czym zabrałam swoje rzeczy i powiedziałam, że źle się czuję.
Jeden z policjantów zaproponował, że mnie podwiezie, więc zgodziłam się.
Oczywiście, nie pozwoliłam podwieźć się pod sam dom, o nie, ale w okolicę, z której dość szybko dojdę na miejsce.
W domu był Gabriel i Alan, który jak zwykle siedział rozwalony na kanapie i oglądał jakieś talk-show. Gabriel natomiast był w kuchni, nie wchodziłam tam w obawie, że zaciągnie mnie do roboty.
Od czasu do czasu lubiłam coś upichcić, aczkolwiek ten dzień nie należał do takowych.
Przy obiedzie każdy siedział cicho, Alan był zbyt zajęty pałaszowaniem swojego talerza, żeby zobaczyć, że ktoś jeszcze siedział przy stole, ja jak zwykle nic nie mówiłam, nie należałam do osób rozmownych, każdy to wiedział. Gabriel był nieco nieobecny, kiedy usłyszeliśmy trzask drzwi. Do pokoju weszła Ana, ubrana tak jak ja w swoje ubrania robocze.
Gdzieś w połowie obiadu zadzwonił czyjś telefon, spojrzałam w ekran swojego, nie do mnie.
- Kurwa- Usłyszałam, jak wymsknęło się Anie. Spojrzałam na nią unosząc brwi, jak każdy, ponieważ Ana nie przeklinała, przeważnie. Chyba, że stało się coś złego, co z resztą jej twarz pokazywała. Chwilę później dziewczyna przeprosiła, a gdy Gabriel starał się dowiedzieć, co się stało, wywinęła się pracą i wyszła. Każdy z nas wiedział, że to, co dostała na telefon, nie było niczym z pracy, co z kolei oznaczało, że kłamała. Spojrzałam w stronę Gabriela, który tylko wzruszył ramionami. Nie wiedział nic. Odchrząknęłam.
-Alan, dowiedziałeś się czegoś na temat tych zabójstw?- Zapytałam, chłopaka, który już skończył. Ja straciłam jakąkolwiek ochotę na jedzenie.
- Nic naprawdę istotnego- Westchnął- Wygląda to na robotę zmiennokształtnych.
Kątem oka zauważyłam, że Gabriel lekko się skrzywia.
- Ostatnio jedna z nich zabiła jakąś kobietę- Zagadnął, a ja skinęłam głową. O jednego demona mniej, pomyślałam.
- Trzeba będzie ich powstrzymać, zanim zrobią coś głupiego.
- Słyszałem, że mają nowego przywódcę- Powiedział Alan.
- Sprawdzę to dzisiaj- Poinformowałam resztę, wstając od stołu i zbierając naczynia.
- To nie jest twoja kolej na łowy- Usłyszałam jeszcze, zanim wyszłam z pokoju. Wzruszyłam ramionami.
Od godziny śledziłam jedną z zmiennokształtnych, była nią pół kobieta, a pół kot.
Jedna z tych wyżej postawionych w hierarchii stada. W pewnym momencie weszła do lasu.
Tylko chwilę się zastanawiałam, zanim weszłam cicho między drzewa. Po pół godzinie zobaczyłam, że zbliżamy się do małej, myśliwskiej chatki zrobionej z drewna. Zdziwiłam się, nie wiedziałam, że jest tu jakakolwiek chata.
Zatrzymałam się w pewnej odległości, wystarczającej, żeby widzieć i słyszeć, co mówią.
- Panie- Usłyszałam, jak kobieta mówi, przy okazji skłaniając się nisko.
W tym momencie zobaczyłam mężczyznę.
Zaraz, zaraz, był to ten sam facet, który mnie dziś odwiedził!


3 komentarze:

  1. No , no naprawde ciekawie ! ;))
    Nie moge doczekac sie kolejnej czesci, zwlaszcza przez ta koncowke;)
    ciekawe po co do niej przyszedl do pracy w takim razie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba coś wymyślić, bo jak na razie bladego pojęcia nie mam. ;)

      Usuń
  2. Te historie są coraz ciekawsze. To dobrze, bo czyta się to wszystko z coraz większym zapałem. Chcę wiedzieć, co będzie dalej! ;)

    OdpowiedzUsuń