wtorek, 28 maja 2013

~Elsa Anderson - wampirzyca

Biegła. Pędziła przed siebie ile sił w nogach. Był coraz bliżej, tuż za nią. Wiedziała, że lada chwila dogoni ją i zabije, lecz nie mogła się z tym pogodzić. Nie mogła się poddać. Nie, ona zawsze walczyła do końca. Zawsze też wygrywała. Przegrana oznaczała śmierć. Traciła siły, których tak bardzo potrzebowała. Nie oglądając się za siebie skręciła w nieoświetloną uliczkę. Ślepy zaułek. Znajdzie ją. Zjawi się tu za moment i ją zabije. Postanowiła się nie chować, to było bez sensu. Musiała z nim porozmawiać. Chciała zadać mu tyle pytań, choć wiedziała, że on tego nienawidzi.
Pod cienkim płaszczykiem jej opanowania krył się paniczny strach. A on doskonale o tym wiedział.


Patrzyłam z wahaniem napisany przed chwilą tekst. Nie jest najwyższych lotów, jednak młodzieży powinno się spodobać. Po chwili zastanowienia zapisałam plik, po czym zamknęłam laptopa. Wyszłam przed dom, by zaczerpnąć świeżego, nocnego powietrza. Pierwsze dni po powrocie do Secret Town nie były takie, jak je sobie wyobrażałam. Gdy opuszczałam to miejsce jako świeżo narodzony wampir, była to niewielka wioska, w której mieszkali jedynie wieśniacy. Mieszkali, dopóki nie wtargnęły do niej żądne krwi demony. Krwiożercze bestie postanowiły uatrakcyjnić sobie zniszczenie tego miejsca. Z każdej rodziny wybierały jedną osobę, którą przemieniały w wampira. Jak łatwo się domyślić, „wybrany” miał zabić swoją rodzinę. Potem zaś zostawał unicestwiony. Mnie, jako jednej z nielicznych, udało się uciec. Nie gonili mnie, nawet nie próbowali tego zrobić. Zamiast tego stuleciami katowali mój umysł, podsyłając zapamiętane przez nich obrazy. Przemieszczałam się z miejsca na miejsce, jednak nie zdołałam im uciec. Sama musiałam nauczyć się odcinać swój umysł od innych. Sama nauczyłam się wszystkiego, co potrafiłam teraz. Nie było to łatwe, jednak dałam radę. Ja nigdy się nie poddaję.  
Wciągnęłam w nozdrza zapach róż kwitnących w ogrodzie. Ku mojemu zdumieniu, poczułam krew. Ludzką krew. Nie pochodziła ona rzecz jasna z ogrodu, tylko z lasu. Nie bacząc na to, czy ktoś mnie zauważy, czy spotkam po drodze łowcę, wampira, bądź inne magiczne stworzenie (ludzie nie zapuszczają się w te rejony w środku nocy), popędziłam do lasu. Źródło zapachu odnalazłam bez problemu. Dziewczyna leżąca pod drzewem niewątpliwie padła ofiarą wampira. Biorąc pod uwagę jej rany, napastnik nie był doświadczony. A to nie wróżyło nic dobrego. Przyjrzałam się dziewczynie. Około dwudziestu lat. Jest więc w moim wieku. No, w pewnym sensie. Po jej ubiorze wywnioskować można, że dopadł ją w domu i dowlókł aż tutaj. Co najdziwniejsze, jej klatka piersiowa wciąż się poruszała, choć coraz słabiej. Nie ma szans, by przetrwała podróż do szpitala. Były tylko dwa wyjścia. Mogłam albo skrócić jej cierpienia, albo uczynić nieśmiertelną. A może źle oszacowałam jej stan? Może warto spróbować przetransportować ją do szpitala? Wewnątrz mojego umysłu rozgrywała się wielka walka, a ja przez cały ten czas krążyłam wokół dziewczyny. Nawet nie zorientowałam się, że przez cały czas poruszam się bezszelestnie, przez co nie wie o mojej obecności. Przykucnęłam, chcąc sprawdzić jej puls. Dopiero teraz zauważyłam karteczkę, którą kurczowo ściskała w dłoni. Delikatnie wyjęłam ją, by zapoznać się z zawartością zawiniątka. Moim oczom ukazał się ręcznie zapisany mój adres. Kim była ta dziewczyna? Czego chciała? To nie był czas na pytania. Nie przeszukałam jej umysłu – to byłoby bez sensu. W jej stanie nie udałoby mi się odnaleźć interesujących mnie informacji. Muszę wybrać. Tylko jedno wyjście. Znałam je, choć tak bardzo nie chciałam tego zrobić... Nie mogłam skazać jej na los wampira. Pozostaje więc skrócić jej cierpienia, lecz to byłoby zabójstwo. Jednak to chyba mniejsze zło. Już miałam pozbawić ją życia, gdy otworzyła oczy. Zielonymi tęczówkami przeszywała mnie na wylot. Jej oczy błagały o pomoc. Jej mózg, pomimo wyczerpania, zaczął pracować na wysokich obrotach. Jej myśli były tak głośne, że czułam się, jakby krzyczała mi wprost do ucha. Przeraziłam się. Znała prawdę o mnie, wiedziała kim jestem. Prosiła, bym ją ocaliła. Gdy spojrzałam w jej oczy, doznałam szoku. To były moje oczy. Ten sam kształt, ten sam odcień intensywnej zieleni. Wiedziałam, co muszę zrobić, choć nie chciałam tego. Pełna obaw, wbiłam kły w nadgarstek dziewczyny.


Pierwsze dni po przemianie to istna tragedia. Byłam zmuszona skontaktować się z wiedźmą, która przyrządziła napój nasenny dla mej nowej towarzyszki. Tak więc Maya przesypiała zarówno dnie, jak i noce. Byłam wykończona. Od tygodnia niemal cały czas polowałam, by utrzymać ją w domu. Sama niewiele jadłam, nie miałam na to czasu. Wstawałam w ciągu dnia, by sprawdzać, czy na pewno nie uciekła. W nocy co chwila wracałam do domu, dostarczając jej jedzenie. Nawet wampirowi ciężko jest biegać całymi nocami z żywą zwierzyną. Musiałam też odszukać wampira, który tak ją poharatał. Niestety, jak na razie nie miałam na to czasu. Nie miałam nawet okazji dowiedzieć się, czego chce ode mnie Maya. Jej imię zmuszona byłam wydrzeć z jej umysłu. Na kartce spisałam jej listę rzeczy, których nie może robić – jak na razie była to jedyna możliwość porozumienia się z nią. Gdy już byłam z nią sam na sam i była chwila na rozmowę, Maya milczała jak zaklęta. Rozumiałam ją. Nie jest łatwo zapoznać się z nową rzeczywistością.
Wracałam właśnie do domu z niewielkich rozmiarów lisicą. Maya siedziała w piwnicy, tak jak prosiłam – była ona niemal zupełnie pusta, a nie chciałam, by zniszczyła mi cały dom. Nie przeszkadzało jej to, i tak praktycznie cały czas spała. Była dzielna. Ja zaś przemęczona, i niecierpliwa. Chciałam z nią porozmawiać, dowiedzieć się tylu rzeczy. Kim jest? Skąd wie, kim jestem? Czego ode mnie chce? I dlaczego jest do mnie tak bardzo podobna?  
Tak jak się spodziewałam, czekała posłusznie na łóżku. To bujda, że wampiry sypiają w trumnach – są ciasne i niewygodne.
Rozejrzałam się po piwnicy. Była bardzo obszerna. Znajdowała się nie tylko pod domem, ale i pod ogródkiem. Miała kształt wielkiego prostokąta. Zamontowałam tu kilka lamp, by Maya nie musiała siedzieć w całkowitych ciemnościach. miała tu także telewizor, wannę, lustro, umywalkę i radio. Podałam jej zwierzynę, obserwując jej zachowanie. Przed pierwszym posiłkiem dokładnie wytłumaczyłam jej, co ma robić. Uczyła się zdumiewająco szybko. Zwinnym ruchem przetrąciła kark lisicy, po czym wbiła ostre kły w jej szyję. Posłusznie zostawiła ostatnią kroplę, która była trująca w przypadku spożywania właśnie umarłych zwierząt. Po skończonym posiłku odrzuciła truchło w przeciwległy kąt piwnicy, gdzie spoczywały już cztery ciała zwierząt. Miała ogromny apetyt, jak każdy nowo narodzony. W pewnym sensie byłam z niej dumna, w przeciągu tygodnia od przemiany nie zabiła żadnego człowieka. Niewątpliwie wyczuwała ludzką krew, jednak nie usiłowała dobrać się do tej słodyczy.  
- Dziękuję – rzekła patrząc na mnie z uśmiechem.
Nie kryłam zdziwienia. Pierwszy raz odezwała się do mnie.
- Proszę. Chcesz jeszcze?  
Po chwili zastanowienia pokiwała przecząco głową. Usadowiła się wygodniej, po czym sięgnęła po kubek, z napojem nasennym. Wiedziała, co jest w kubku. I zgodziła się na to. Napój musiał być ohydny, jednak ona nie narzekała.
- Kiedy będę mogła wyjść? - spytała pomiędzy kolejnymi łykami.
- Już niedługo. Najpierw twój apetyt musi się unormować. Nie możemy dopuścić, żebyś napadała na ludzi.
- Rozumiem. Mogę o coś spytać?
- To raczej ja powinnam zadawać pytania. Ale na to przyjdzie czas, nie uciekniesz od nich. O co chodzi?
- Wiem, że nie ucieknę. Nie zamierzam uciekać. Chciałabym wiedzieć, dlaczego zmieniłaś mnie w wampira.
- Nie jestem pewna. Czułam jedynie, że nie mogę pozwolić ci umrzeć.
Nie odpowiedziała. Zasnęła, wypuszczając kubek z dłoni. Złapałam go w ostatniej chwili, po czym odstawiłam na miejsce. Zabrałam ciała zwierząt, po czym ruszyłam na polowanie. Dowiem się, kim jest dziewczyna. Od teraz ja jestem za nią odpowiedzialna i nie pozwolę, by coś się jej stało. Odnajdę wampira, który tak ją urządził. Zrobię to, choćbym musiała poprosić o pomoc łowców.


-------------------------------------
Po pierwsze przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Najpierw matury, potem brak weny i humoru. Musiałam też napisać chociaż jeden rozdział opowiadania na własnego bloga. Tak czy siak, rozdział w końcu powstał. Niezbyt mi się udał, chyba przeżywam kryzys twórczy.

3 komentarze:

  1. Ciekawy rozdział, naprawdę mi się spodobał. Ciekawe czy Maya coś nawywija,oraz kto ją tak potraktował. ; )
    Pozdrawiam Wakako ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to się nie udał?! Wyszedł genialny. Od razu dodałam się do obserwatorów i będę musiała zacząć od początku śledzić losy bohaterów. Bardzo mnie wciągnął ten rozdział, masz talent do pisania. Szkoda tylko, że nie ma akapitów, ponieważ tak się łatwiej czyta, ale to drobiazg, tak tylko napisałam ;)

    Powstał już drugi rozdział, a więc serdecznie zapraszam
    http://agnes-and-erica.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej cudownie! Ja trochę pogmatwałam swój rozdział, ale jakoś idzie hehe, czekam na dalszy ciąg i mam nadzieję, że wkrótce razem napiszemy jakiś rozdział bo w końcu musi dojść do tego spotkania!!

    OdpowiedzUsuń