piątek, 24 maja 2013

~Lucy~ (ŁOWCA) III


Zamiast do swojego mieszkania, znajdującego się na drugim piętrze, siedziałam i oglądałam jakiś horror, który wybrał Alan. Film był na temat jakiegoś paranormalnego gówna, z tego, co widziałam byli tam ludzie obrastający futrem i masa innych efektów specjalnych.
Właśnie kobieta miała się dowiedzieć, że jej chłopak zmienia się co pełnię w włochatą bestię, gdy usłyszałam cichy szelest drzwi. Ktoś wszedł do domu. W momencie, gdy kroki zbliżyły się do drzwi pokoju, w którym siedzieliśmy zauważyłam zapłakaną twarz Any, która zerknęła tylko do pokoju gościnnego na Alana i Gabriela, po czym wbiegła szybko na górę.
Westchnęłam, wstając ze swojego fotela. Ana była osobą, która od czasu do czasu potrzebowała bliskości drugiej osoby, podczas gdy ja, wręcz unikałam wszelakiego kontaktu fizycznego z inną osobą. Pozwalałam na dotyk tylko wtedy, gdy nie miałam większego wyboru, lub kiedy ktoś tego potrzebował.
Wchodziłam powoli po starych, drewnianych schodach, nie wydając żadnego odgłosu. Każdy z nas wiedział, które z drewnianych płytek skrzypi, uważam to za „naturalny system ochronny”. Kilka skrzypnięć i już wiadomo, że mamy gościa w domu, a to, że nikt z nas nie zaprasza nikogo, to już inna sprawa. Podchodzę do pokoju Łowczyni i cicho pukam.
- Ano? To ja – Powiedziałam spokojnie, po czym weszłam do pokoju dziewczyny, która leżała na łóżku z zamkniętymi, mokrymi od łez oczami, zaciskająca kurczowo pięści z ogromną siłą, od której drżały zbielałe- Co się stało?- Zapytałam, będąc naprawdę ciekawa, cóż takiego mogło aż tak wyprowadzić Anę, że straciła nad sobą panowanie. Ogólnie, jak na Łowczynię, trzyma się całkiem nieźle, w przeciwieństwie do mnie, podpowiedział mi cichy głosik w głowie. Również zacisnęłam pięści, wbijając czerwone paznokcie w dłonie, raniąc je. Ostrożnie usiadłam na jej łóżku.
- Nic, nic, proszę – Powiedziała cicho- Proszę...
- Ano, nic Ci tu nie grozi...- Zaczęłam, ale mi przerwano.
- Zostaw mnie samą- Poprosiła. Widziałam, że była teraz zbyt zszokowana na to, żeby rozmawiać, więc wzruszyłam tylko ramionami, po czym wstałam i wyszłam, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Może później porozmawiamy.
Tracąc już jakąkolwiek ochotę na nudzenie się w pokoju oglądając głupi film, który w ogóle nie miał sensu, skierowałam się do swojego mieszkania.
Wchodząc do mojego królestwa rozluźniłam się. Ogólnie, nie było tu niczego ciekawego, co zwróciłoby większą uwagę. W jednym rogu ogromnego pokoju stało wielkie, stare łóżko, z czterema, czarnymi kolumnami i popielatoszarą pościelą zrobioną z satyny.
Podłoga zrobiona była z czarnego marmuru ze szkarłatnoczerwonymi puszystymi, małymi dywanami, paroma komódek poustawianych tu i tam pasujących kolorystycznie do łóżka oraz czterema, wielkimi, ciemnobrązowymi poduchami, przy których stał niewielki, chiński stolik.
Ściany były koloru szarego i czerwonego, kilka nic nieznaczących obrazów porozwieszanych tak, aby ściany nie sprawiały wrażenia pustych.
Dwie pary drzwi, jedna prowadząca do toalety, a druga, do szafy.
Szary, czarny, czerwony. Od czasu, gdy byłam dzieckiem, widziałam tylko te kolory. Tylko one miały dla mnie znaczenie. Przypominały mi, po co żyję, jaki jest mój cel. Zemsta.
Szybko przebrałam się w wygodne ciuchy i położyłam do zimnego łóżka.
Doskonale pamiętam dzień, kiedy to przysięgałam nad rozlaną krwią mojej rodziny zemstę.
Był to zwykły dzień, byłam wówczas ruchliwą, wesołą sześciolatką, podekscytowaną wycieczką, na którą jechałam po raz pierwszy bez rodziców. Wyjazd okazał się nad wyraz udany. Ze zdziwieniem, zmuszona zostałam do samodzielnego powrotu spod szkoły do domu, ponieważ nikt po mnie nie przyjechał, ale nie byłam tym zbytnio zdziwiona. Niedawno urodził mi się młodszy braciszek, który wyglądał jak mała laleczka, miał pulchną twarzyczkę i słodkie, stalowoszare oczy, zupełnie takie same, jak moje. Malutka kępka białych włosków tylko dodawała mu uroku. Zatrzaskując głośno drzwi krzyknęłam, że już jestem. Odpowiedziała mi cisza, która do tej pory dzwoni mi w uszach. Wydawało mi się to trochę dziwne. W domu zawsze było głośno, a to grało radio, a to moja mama śpiewała, miała bardzo piękny głos. Uwielbiałam siadać na kolanach taty i słuchać głosu mamy, lub oglądać śpiącego braciszka.
Tym razem była cisza. Cisza przed burzą. Pierwszą rzeczą, która mnie zaniepokoiła była ogromna, brązowa plama. Pamiętam, jak ciekawa schyliłam się, aby tego dotknąć. W dotyku przypominała skorupkę, a pachniała, jakby ktoś włożył metalową śrubkę do szklanki wody na bardzo długi czas. Zmarszczyłam nos, po czym wstałam i weszłam do pokoju gościnnego. Nieporządek, panujący w środku mnie wystraszył, nagle, ogarnięta coraz większym niepokojem zaczęłam biegać od pokoju do pokoju, głośno nawołując rodziców. Brązowych plam było coraz więcej, czułam obrzydzenie, gdy je widziałam, a zarazem chciałam wąchać ten ciekawy, metaliczny zapach, który dopiero, co pojawił się w moim życiu.
Przed wejściem do kuchni zatrzymałam się. Nie wiedziałam dokładnie dlaczego. Po prostu coś mi wtedy mówiło, że jak wejdę, pożałuję tego.
Z bijącym głośno sercem otworzyłam drzwi.
W kuchni było najwięcej bałaganu, brązowe plamy były wszędzie, na podłodze wyłożonej czarno-białymi kafelkami, na ścianach, na blatach, po prostu wszędzie.
Zza wysepki, blatu postawionego na samym środku kuchni wystawał czyjś but.
Powoli podeszłam do tamtego miejsca, zachowując jednak ostrożność, wzięłam głęboki oddech, czując jakiś brzydki zapach i wyjrzałam na drugą stronę blatu.
To, co tam zobaczyłam, nawiedza mnie do tej pory. Jedno słowo, jedna osoba.
Tata.
Jego niegdyś złotobrązowe włosy były teraz koloru niemal czarnego, uśmiechnięta wesoło buzia ustąpiła sztywnej masce przerażenia, dalej trzymającego się na jego twarzy, a ciało, które zawsze było takie ciepłe i wysportowane teraz było całe poskręcane, niektóre kończyny odginały się nie w tą stronę, w którą powinny, całe zalane brązowym strupem krwi, razem z wnętrznościami porozrywanymi wokół niego. W jego klatce piersiowej, jak i w brzuchu widniała wielka dziura.
Z krzykiem przerażenia odskoczyłam od tego, co było kiedyś ciałem mojego ojca i pobiegłam na górę, prosto do pokoju braciszka. Na korytarzu leżało jeszcze jedno ciało skąpane we własnej krwi, która wsiąkła w różowy dywan.
Odwróciłam ciężkie, drobne ciało o niemalże białych włosach, takich jak moje, związanych niedbale wstążką, która teraz była wplątana w kołtuny.
Mama.
Z płaczem wbiegam do pokoiku, udekorowanego na żółto, żółty dywanik, tapeta, zabawki, łóżeczko. Żadnej plamy, jednak nie chciałam niczego stwierdzać, dopóki nie zobaczę braciszka.
Bojąc się tego, co tam zobaczę, stanęłam na paluszkach, aby zajrzeć do wysokiego kojca. Zamiast koloru żółtego, zobaczyłam jedynie brązową krew otaczającą malutkie ciałko…
- Nie!- Krzyknęłam, zrywając się z łóżka. To tylko koszmar, powtarzałam sobie, nie chcąc dopuścić prawdy.
To nie był koszmar. To były wspomnienia.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w tej chwili nienawidząc tych trzech kolorów, dominujących w moim pokoju. Szary, znaczył popiół, którym stała się moja rodzina, spalona przez innych Łowców, mając na celu uhonorowanie rodziców, którzy też byli kiedyś Łowcami, czerń oznaczała śmierć, a szkarłat, krew. Wszystko razem zmieszane ze sobą oznaczało zemstę, dla tego demona, który śmiał zadrzeć z moją rodziną.

4 komentarze:

  1. Jak zwykle idealnie ;) Widze, ze z twoja bohaterka rowniz zadarl demon ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, gdyby nie demon, nie zostałaby Łowcą, tylko policjantką, chociaż już nią jest, w pewnym sensie. :D

      Usuń
  2. Aż mnie ciary przeszły :D Choć może to być spowodowane chłodem, nie wykluczam także tej opcji. Tak czy siak, rozdział genialny. Opisy... omnomnom :D Nie będę się rozpisywać. Rozdział o Elsie sam się nie napisze, więc zabieram się do roboty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, mam nadzieję, że to mój rozdział spowodował te ciarki :3 Dziękuję, właśnie starałam się napisać jak najwięcej detali, tak, aby pobudzić wyobraźnię czytelnika. ;) Nom, czekam, czekam. ;D

      Usuń